Na Gran Canarię wpadliśmy zaledwie na trzy dni. Wystarczająco aby ją poczuć ale nie za dlugo, aby się nią nie znudzić.
Co zachwyca? Dariię o mdlości przyprawiały spirale i serpentyny na wąskich górskich uliczkach. Dla mnie z kolei to wlaśnie był raj. Fakt, całą drogę operujemy gazem, sprzęgłem, hamulcem i biegami ale poruszanie się po krętych asfaltowych, zwykle wąskich, drogach; pośród zieleni, z niesamowititymi widokami – to jest coś! Zasuwalismy wynajętym kabrioletem więc można bylo poczuć wiatr we włosach i emocje jak z Jamesa Bonda, który jeśli ściga się gdzieś samochodem, to zwykle wlaśnie w podobnych krajobrazach.
Kontrasty. Ruszamy z hotelu gdzieś na górze, wspinamy się autem nieco wyżej aby pospacerować po lesie. Drzewa laurowe, iglaki, masa gatunkow drzew liściastych, paprocie, mech i czuć chłodną polską wiosnę. Dariia opatulona w koc. Idziemy w mrzącym deszczu, pośród mgły, chłód naprawdę przeszywa. Wystarczy wskoczyć do auta i pomknąć godzinę w dół aby znaleźć się na słonecznej plaży i legnąć na kocu aby nabrać nieco opalenizny.
Muzeum Kolumba. Nigdy nie bylem rozkochany w muzeach ale tam czuć kolonialny klimat, pachnie kolumbowską kajutą, zaś gdy widzimy siedzące na patio dwie potężne, wielobarwne papugi, od razu zaczynamy mysleć, że skądś przyjdze Jack Sparrow.
Co nas nie zachwycilo? Kuchnia, mało kanaryjska i bardzo turystyczna. Apartament, choć to opowieść na osobną dyskusję. Samo Las Palmas jest po prostu sporym miastem z palmami przy drodze. Nie straszy i absolutnie nie zniechęca ale szczerze, spodziewałem się więcej.
Dla nas Wyspy Kanaryjskie ogólnie mają taki czar, że grzechem jest je ominąć. Sama Gran Canaria nie zaoferowala nam jakiejś niezwyklości ale zdecydowanie zaciekawiła