Żmerynka i Bar – smakowity kęs Podola

Podole to kawał historii ale też całkiem spory kawałek Ukrainy. Obszar kojarzony głównie z rzeką Boh i kilkoma innymi dopływany Dniestru. Rozciąga się od Chmielnickiego, przez Winnicę, po Kamieniec Podolski, Maglow, wrzynając się w Mołdawię. Historycznie obszar władany przez Rusinów, Litwinów, Polaków, Turków, niestety także kacapów, zaś aktualnie istotna część zachodniej połaci państwa ukraińskiego.

Każdy w szkole miał coś tam na historii o Konfederacji Barskiej. Że szlachta zjechała się do Baru, tam na zamku zawiązała sojusz przeciw państwu moskiewskiemu (dla mnie wówczas i wciąż po prostu przeciw kacapom). A gdy ktoś uważnie czytał Trylogię Sienkiewicza pewnie kojarzy, że w tymże Barze Zagłoba schował przez Kozakami Helenę. Czyli jadąc do Baru naprawdę czujemy historie, i tę podręcznikową dużego kalibru, i tę z kanonu polskiej literatury.

Skąd się wzięło to miasteczko i jego piękna nazwa? Król Zygmunt Stary poślubił nie byle kogo, bo włoską księżniczkę Bonę Sforzę. A że nie wypadało nie dać żonie prezentu postanowił obdarować Ją miasteczkiem Rów wraz z okolicznymi wsiami. Bona pochodziła z Bari więc uznała, że bardziej odpowiednia nazwa dla miasta to Bar, a że nie chciała mieszkać w szałasie, z pomocą męża i króla zarazem, wybudowała tu piękny zamek, twierdzę. Miejsce to przez lata stanowiło silny punkt na mapie fortyfikacji Rzeczypospolitej Obojga Narodów, aż do 1768 gdy zamek został kompletnie zniszczony przez kogo? Oczywiście przez kacapów. Na jednym ze zdjęć w galerii widzicie piękną parkową zieleń i kilka cegieł. Tak, to pozostałości po potężnej twierdzy.

Co dziś możemy tam zastać? Piękny park, ograniczony z jednej strony rzeką Rów, który powstał jak już wspomniałem w miejscu zrujnowanego zamku. Oprócz prawosławnej cerkwii czeka na nas rzymskokatolicki polski kościół oraz Dom Polski – ośrodek zajmujący się krzewieniem polskiej kultury, języka, wspieraniem Polaków, którzy tu wciąż mieszkają. Wypijemy coś dobrego w wielu uroczych kawiarenkach, albo zjemy rewelacyjny obiad w restauracji Gurman, na obrzeżach miasta. Zastaniemy też ślady naszej wspólnej historii, choćby na małym, starym cmentarzyku nomen w omen, tuż za wspomnianym już Gurmanem.

Czy warto? Jeśli ktoś chce połazić po wielkim zamczysku i porobić tam setki selfiaków, niech zasuwa do Malborka. Ale w Barze naprawdę można poczuć historię.

A co ze Żmerynką? Zacznijmy od nazwy. Wieść niesie, że na przełomie XVI i XVII wieku były tu dwie bezimienne wsie. Jedną zamieszkiwali Polacy, drugą Ukraińcy. Ciągle dochodziło między nimi do spięć, awantur, walk, aż w końcu czekała ich wielka i krwawa bitwa. Jej skutki były opłakane ale i stanowiły swoisty katharsis. Po walce obie strony zrozumiały, ze w ten sposób do niczego nie dojdą, nic nie osiągną. Pogodziły się, podając sobie ręce. Utworzyli wspólną wieś, która z czasem przerodziła się w miasteczko. A nazwa? Żmerynka, żme – rynka. „Żme” to po ukraińsku ściskać, zaś „rynka” to po staropolsku ręka. Miasto to żywy symbol pojednania, empatii, i zrozumienia tego, ile można osiągnąć współpracą, a jak destrukcyjna okazuje się walka.

Jeśli grzebiemy nieco w historii nowszej, w Żmerynce urodził się Jan Brzechwa, który upamiętniony został tu dwiema tablicami. A co można robić tu na codzień? Kupić fenomenalne świeże bułeczki od starszych pań handlujących nimi na dworcu, wypić kosmicznie dobrą kawę w kameralnym lokalu o najlepszej na świecie atmosferze albo zjeść barszcz i pierogi, w… sam nie wiem jak to określić. W sklepiku gdzie pani Nadiia sprzedaje słodkie bułki i batony, a jej niemniej dojrzała koleżanka Luda na zapleczu lepi pierogi z ziemniakami. I należy dodać, że Żmerynka to dla Ukrainy takie Koluszki. Potężny węzeł kolejowy kluczowy dla infrastruktury kraju.

Podsumowując: co można wynieść z mojego wpisu? Jeśli szukacie drogich knajp, widoków do zdjęć na insta i jakiś super atrakcji – totalnie omińcie te miasteczka. Ale jeśli chcecie zobaczyć mega życzliwych ludzi, wypić świetną kawę, zjeść pieroga, poczuć pod nogami kawał naszej wspólnej historii – to idealne miejsce na podróż.

Pamiętajcie. Dziś mamy dziwne czasy skutecznie prowokowane przez kacapów, gdzie wielu Polaków z historii zna tylko Wołyń, Powstanie Warszawskie i Grunwald. Zapominamy o kontekście, o codzienności, zapominamy o niuansach i pięknie REALNEGO pojednania. Gdy dopadnie Was właśnie to proszę, przeczytajcie raz jeszcze moją opowieść o tym skąd mamy nazwę Żmerynka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *